Thursday 14 May 2020

Jedyny na ten moment sposob, by nie sluchac tego zabierajacego oddech jojczenia, tego wciagajacego negatywizmu, tych filmow, to niebyctu, to spierdalac.
Jak ja to wytrzymalam pol zycia?
Jak to wplynelo na przyzwyczajenie do masochizmu, do przydeptywania butem mojej duszy?


Wednesday 6 May 2020

demopande

Nie miałam siły i nie chciałam, bałam się pisać, tak jakbym chciała, żeby nie zostało śladu po tym czasie. 
Ale ten czas jest zbyt ważny. Od półtora miesiąca jestem w Polsce, 14 marca przylecieliśmy z Piotrkiem praktycznie ostatnim samolotem. Spakowałam kilka par majtek, zamknęłam mieszkanie nie wiedząc, kiedy następnym razem je zobaczę. Minęło półtora miesiąca i właściwie jestem dalej od tej odpowiedzi. 
W międzyczasie wydarzyło się wiele, Mama chorowała na koronawirusa, z dnia na dzień zwolnili mnie z pracy. To znaczy, -za karę- że przyjechałam tutaj, z pewnym błogosławieństwem Baśki, w jednym dniu zaoferowali mi kontrakt w Warszawie. Skomplikowanie sytuacji i pewne poczucie uwiezięnia wywaliło mnie na skraj regresu mentalno- duchowego. Wróciłam do Skierniewic, z trudem do swojego pokoju, w którym znowu przewalam się przez listy, książki i widoki z okna. Coraz bardziej jest dla mnie jasne, że praktycznie z rachunku prawdopodobieństwa wynika, że możesz albo kochać albo nienawidzić to miejsce, w którym się urodziłaś. Całe życie tyram się za to.
Wiem, czego potrzebuję.
Boję się sobie tego przyznać w razie, gdybym nie była w stanie tego zdobyć. 
A duszę się tu i to nie jest miejsce dla mnie. Wiele osób mnie wspiera, ale też wiele osób nie jest dostępnych tak jak zwykle - choć byłam bardzo skłonna, 


Monday 12 August 2019

.

Okej, obietnica pisania jak jest dobrze, nie może się ziścić, a przecież to będzie prawdziwy skarb wrócić sobie do tych dobrych filtrów, a raczej świadomych mentalnych wyborów prowadzących do dobrego samopoczucia*. 
*dobre samopoczucie to wciąż termin, który wywołuje poczucie winy

Czuć się dobrze to duże okno. I to pewnie mówi ENTP, ale czuć się dobrze to niezapominać, że jestem zdolna do wykorzystania tego, co jest tam w świecie dla mnie. Nie muszę, ale mogę. To tak jak z tym kinem pod domem i muzeum 5 km dalej, nie muszę, ale mogę i mam zdolność fizyczną.

Wdzięczność za dwie nogi, bo przecież to wcale nie jest oczywiste. Ciało, które mnie nosi po tym padole, pozwala mi robić fikołki i podąża za mózgiem. Porzucenie terapii przynosi dyscyplinę, już nie ma tej wymówki (której nawet nie wiedziałam, że jest) że od jutra się ogarnę, że mam to appoggio w postaci Aśki; zamiast tego jest dyscyplina, która wynika z jakiegoś dziwnego szacunku do siebie. Czemu mam żyć w syfie, brudzie, brzydko?

Mati opowiedział mi, jak właściwie Silvia opowiedziała mu o mnie. Wysłała mu mnie jako przykład osoby pięknej na zewnątrz i w środku. W h a t ? Czyli w czasie rzeczywistym, gdy ja gdzieśtam czułam się jak gówno i pijana powietrzem zbijałam na skuterze siniaki na kolanach, ktoś mnie widział jako przykład czegoś/kogoś pięknego. Przecież to jest nieodgadnione. 

Wpadł mi zupełnie nowy koncept traktowania partnera jak człowieka, chociaż dotychczas rękami i nogami zapierałabym się, że tak, że przecież, że ocb. I nagle dotarło, jak bardzo zalany magicznym myśleniem mózg kazał mi patrzeć na chłopaków jak na coś czarno-białego co w dodatku jest stworzone, żeby mówić coś o mnie. Więc biały, jak wypełnił oczekiwanie i czarny jak zrobił coś co godziło w moje bardzo delikatne mniemanie o sobie. Nie jest to trudne ćwiczenie, gdyż delikatne mniemanie o sobie to ciągle mój domyślny stan. Tylko że wtedy wszystko boli. A gdyby tak znowu uwierzyć sobie, że może jestem fajna, że może można mnie kochać zupełnie (mając swoje filtry, filmy i automatyzmy), że można chcieć zanurzyć się we mnie i fantazjować o moim zapachu, a ciągle mieć na plecach swoje demony. I że można też myśleć, że na wszystkie dobre rzeczy jest też milion mało przyjemnych, że można to myśleć o mnie. Spektrum jest ogromne i tylko próba zaakceptowania go otworzy drzwi dla miłości. 

Poprawiam cv, wyciskam to życie.

A do ojca się dzwoni, żeby spytać czy wszystko będzie dobrze. Jest mi to winien.

(mentorzy na jutubie, ograniczone sociale)


Moje zachowanie świadczy o mnie. Twoje zachowanie świadczy o Tobie. Nie o mnie.

Tuesday 23 July 2019

filtri finestrini

Nieoceniona, niedoceniona wartość pisania, ciągle za mało o tym pamiętam ile później wynoszę z czytania. I teraz tak nawet do mnie dociera, że nieidealność komunikacji zawiera się w jej esencji, i że mało to jest istotne, to jest po prostu przelewanie jednej substancji przez sitko i zawsze coś się uleje, na razie nie ma alternatyw. Deal with it.

Nawet jak widzę tylko malutkie okienko, to jedyne, co muszę zrobić - to pamiętać, że większe okna istnieją, nawet jeśli nie są teraz w mojej dyspozycji. Jak małe okna istnieją w rzeczywistości, jak w ogóle zrozumieć ten koncept, przez jakie okno patrzy człowiek, który zabija swojego 5letniego synka i rzuca się pod pociąg. Depresja zacieśnia okna.

Jestem w szczytowej formie ekstrawertycznej intuicji, pływam i pławię się w bezkształtnych opcjach na przyszłość i nie do końca wiem, co jest powodem tego stanu, że chcę rzucić się w hiperaktywność, przypadkowość i być w tej przypadkowości zupełnie świadoma, nieważne są przełożenia na rzeczywistość tylko raczej czucie się bliżej siebie tej którą się lubi bardziej niż mniej.

Tuesday 16 July 2019

dosyć mam już zamiatania siebie pod dywan?

Dosyć mam już siebie pod dywan zamiatania.
Chociażby wcześniejszy wpis, ja to grubo ciosana, ja to cośtam. Ja to ja. Również pod dywan zamiatająca to ja, ale ta ja mi się już znudziła, wkurwia mnie już. 
Gdybym tak naprawdę uwierzyła, że nie trzeba nic budować, że można całe boże kurwa życie przeżyć latając do Madrytu Ryanairem? Że jak już mam z kimś budować, to chcę męża, a nie takiego, co się ludzie dziwią jak odmawia używek? Co wszystko w siebie wsypie, wrzuci, wleje? Chcę tę część co robi makaron, a nie chce tej co śpi na podłodze po barach? Co szuka wszędzie akceptacji, akceptacji od ludzi co puszczają płyty i sprzedają wódę innym ludziom co puszczają płyty?
Mogę chcieć. To nie jest Matteo.
Ja muszę pracować, ja muszę funkcjonować,ja płaczę, mała Michalina płacze. Słowa są piękne, czyny sprawiają, że czuję się jak gówno. Zalewa mnie z a z d r o ś ć. Zazdrość. Nie chcę piosenek, nie chcę dedykacji, chcę psa, już trochę lepiej, już się sobą przyopiekowuję. Przestrzeń między nami to biały transparentny sześcian i nie jest mi przykro, dziel nas sześcianie, wyjebane, sześcian jest mądry i wie co robi. Jestem absolutnie sama, przecież to wiadomo, ale zawsze jak obuchem w łeb/

Czemu ja nie mam pozować nago?

Czemu nie mam jechać gdzieś 

czemu ja mam czytać wszystkie horoskopy czemu mam nie czuć że to zdrada?

pizda, md, wóda, chuj, jezu co to za różnica jest. Zdradzasz mnie kiedy inni widzą, że nie masz nad sobą kontroli. Zdradzasz mnie kiedy jesteś słaby w sposób fundamentalny, kiedy puszczasz się w ciemność zdradzasz nas. Nie chce pierdolenia o akceptacji, o naturze, wypierdalaj mi z taką naturą. Rolą człowieka w świecie jest próbować być lepszym tam gdzie widzisz jebane dziury które przecież patrzą też na ciebie. i co ten nietzsche, co wyszło kurwa z tego czytania oprócz że humanizm nihilizm cośtam cośtam najebmy się bo i tak umrzywamy. 
widzę przez ten mrok na wylot i żałosny jest to widok.  

Czemu mam się tak czuć? Może znajdę powód, może stwierdzę, że carbonara mi wynagrodzi. Będzie lepiej, bo tak mówi mi doświadczenie, i właśnie dlatego zostawiam ślad. Ślad rozedrganej Michalinki na asfaltowym dachu, ślad opuszczających ciało kończyn i unoszenia się nad biurkiem i odruchu ucieczki, i szukania vendetty. I to już jest sukces, że zostawiam ślad i że wiem, że chcę uciec i że idę do siebie kiedy w środku jest burza, jest dramat, bo ja jestem też dramat. Taka jest moja historia i zaakceptuj to? Nie umiem tego ułożyć w dekalog, w zasady, mogę tylko rzygać, bo to najlepsze, co mi przychodzi do głowy. zostawiać ślady pijanych słów, prawdziwych słów, i już co każde słowo jest mniej prawdziwsze, mniej napigmentowane, już mi ulatuje esencja, już znaczy wykrwawiłam się.  
Szymon dziś wyjechał, boli mnie wszysztko dzisiaj blisko szaleństwa
i powiesz mi to nie ma nic wspólnego z tobą, z nami, również tinder nie ma nic wspólnego z tobą z nami, mogę się rzucić w moje przepaście bo mi sprawia przyjemność? bo akceptacja? dosyć już mam zamiatania pod dywan tylko dlatego że nikt tego nie zniesie. samotne wariatki, które malujecie swoje domy krwią - jesteście najbliżej prawdy





Wednesday 12 June 2019

the power of (unconscious) taking for granted

Nie da się wyobrazić bólu, to wiemy. W trakcie czucia bólu nie da się również wyobrazić, że przejdzie, że nie jest największy i że każdy to przeżywa/ł/je.
Czy ból jest zawsze kosmiczną lekcją? Wierzę, bo chcę. W ogóle wczoraj z MBTI wyszło mi, że z ENTP przeobraziłam się w INFP. Wierzę, w te pierdoły, bo w coś trzeba. *trzeba to znaczy, żeby nie oszaleć

Z MBTI wychodzi, że Mati źle znosi zewnętrzne konflikty nałądowane emocjami. Po prostu jest to wysiłek niemal fizyczny dla niego i to się potwierdziło u źródła, które ewidentnie dało im odczuć, że koniec mojego włażenia na głowę, że to się może skończyć bardzo prosto. To dziwne, że ktoś tak interesujący się stanami ducha i umysłu może być jednocześnie tak grubo ciosany. (ja) ktoś tak czuły - tak nieczuły.
Nie ma na to odpowiedzi w internetach, a raczej ja nie umiem szukać. Chodzę po omacku jak wszyscy i cieszę się z małych sukcesów. Wczoraj chciałam przestać oddychać, ale wyspiralowałam się z tego, oddaliłam, nie zamiotłam pod dywan, tylko przyznałam, że chcę przestać oddychać, ale biorąc pod uwagę moje doświadczenie życiowe, to tylko stan, który najpewniej przejdzie. Chcę być lepsza, dziękuję za uwagę i to bez ironii, bo przecież wytykanie wad to jest najwyższa forma uwagi. Może jeśli 50 osoba mówi ci, że jesteś agresywna i kłótliwa, no może to już jest sampel do uznania za warty rozpatrzenia.

Z B. odpuściłam. Przez pewien czas nie wiedziałam, co to znaczy, że odpuściłam. Odpuściłam próbę pokazania jej, jak mi źle. Jest dużo lepiej. 


Monday 10 June 2019

teraz to sie nazywa future journal

Teraz to się nazywa future journal i jest to przysługa dla przyszłej mnie, podobno, pisać.
Z jednej strony jest potrzeba wylać się, z drugiej nie, z drugiej po prostu nie ma medium, przez które bym mogła adekwatnie. Zazdroszczę ludziom talentów, jak dużo prawdy było w tym stwierdzeniu, że jestem wszystkim i niczym, że mogłabym być dobra w czym zechę, ale mi się nie chce.
Wybór to zamknięcie, a zamknięcie to śmierć. Rutyna to śmierć, a jakoś trzeba siebie oszukać, że rutyna to to czego mi trzeba w jakimśtam stopniu, żeby ciągle nie uciekać. Jestem kwintesencją rozmieniania się na drobne, szeroko i płytko, ale nie ma powodu myśleć, że inni wiedzą lepiej, jak żyć. Ja szukam jakichś dziwnych pocieszeń w horoskopach i typach osobowości. Mój stan docelowy to niepokój, nie wiem czy da się mnie kochać tak, żeby było inaczej, nie sądzę/ to się we mnie kończy i zaczyna. ta myśl jednocześnie poddaje pod wątpliwość ludzką interakcję, bo czy w ogóle da się przebić przez nasz film, czy inni mogą być czymś więcej niż tylko aktorami pod nasz scenariusz? Drugość Innego mnie przerasta, jego osobność mnie przerasta, a może raczej właśnie moje filmy nt. Innego mnie przerastają. Ćwiczę się w vulberability, w mówieniu co czuję, czuję więcej niż bym chciała no i teraz, no np ten weekend:
Mati ukradł haribo na stacji. najpierw zarysowałam perfekcyjną nitkę logiczną między tym a holocaustem, a po 2 dniach stwierdziłam, że to w sumie zabawne i fuck the system.
Mati powiedział, że cipka nie jest dla niego atrakcyjna wizualnie, anzi. Płakać mi się chciało przez 2 dni, a i wciąż nie doszłam do siebie. No i teraz co? Nie jest problemem napisać rozprawkę, jak bardzo jest to stwierdzenie seksistowskie, antyludzkie i jak tak można o organie, który daje życie.  Przecież nie chodzi o to, że cipka nie jest obiektywnie wizualnie atrakcyjna. Chodzi o to, że jego szczerość dotyka tam gdzie mnie boli. A raczej, tam gdzie mnie boli czy tam gdzie jest miękko ta szczerość upada. Bo inne szczerości przechodzą niezauważone.

Muszę pisać, muszę pisać, bo zmiany, które we mnie zachodzą, są coraz bardziej nieuchwytne, mimo, że ogromne.

Mimo mrygających czerwonych świateł, biorę z naszej relacji wielką kosmiczną lekcję. Nieważne co się stanie, nauczyłam się już o sobie rzeczy, których mi nikt nie zabierze, bo wrosły mi w dna, to wszystko jest potrzebne i nieprzypadkowe. Jeśli w coś wierzę, to właśnie w to. Wykluwam się ja, poczucie celowości (nie mylić z celowością), tocząca się emocjonalność i jakieś takie po prostu bycie bez użyteczności